21.10.2014
Z Bonifacio wypłynęliśmy z zamiarem postoju w jeszcze tylko jednym miejscu. Jednakże ponieważ okazało się, iż na osławionej przez Napoleona Elbie miejsce dla nas znajdzie się dopiero od niedzieli, naszą trasę musieliśmy poszerzyć o jeszcze jeden port. Nasz wybór padł na Porto Santo Stefano na włoskim półwyspie Monte Argentario. To niewielka, aczkolwiek bardzo urokliwa i przyjazna nam miejscowość. Największą atrakcją pobytu była bez wątpienia wizyta w tutejszym centrum dowodzenia służb SAR (ang. Search and Rescue). W jej trakcie mogliśmy zobaczyć, kto koordynuje akcję ratowniczą i skąd wysyłane są statki na pomoc.
Warto dodać, że nieopodal stąd znajduje się znana wszystkim Isola del Giglio, u której wybrzeży 13 stycznia 2012 roku rozbił się statek wycieczkowy Costa Concordia. Na miejsce katastrofy jako pierwsi dotarli ratownicy właśnie z Porto S. Stefano.
Po zwiedzeniu budynku tutejszej Guardia Costiera udaliśmy się na nabrzeże, gdzie młodzież mogła zwiedzać wykorzystywane przez SAR jednostki. Dowiedzieliśmy się tam m.in. tego, że od przyjęcia zgłoszenia o zagrożeniu do momentu wypłynięcia pierwszej z łodzi mija zaledwie 10 minut. Co więcej, napędzają ją dwa silniki o mocy 480 KM każdy, co - przy 360 KM Pogorii - wywołało wśród młodzieży, ale też obecnych na wycieczce nauczycieli i oficerów, niemałe zaskoczenie.
Po wizycie w lokalnej siedzibie SARu, młodzież dostała 2 godz. czasu wolnego, które - jak podpatrzyliśmy - w większości wykorzystała na degustację prawdziwych włoskich lodów i pizzy.
Zuza Całka