31.08.2015
Rano, po pięciu dniach żeglugi, wpłynęliśmy do Lerwick. Mieliśmy sprzyjający wiatr od rufy dochodzący do 8 w skali Beauforta.
Silnie rozkołysane morze zdziesiątkowało załogę: mesa podczas posiłków świeciła pustkami, a oficerowie musieli zmywać gary. Za to na pokładzie brakowało miejsca: wszędzie były porozkładane "sztormiakowe zawiniątka" walczące z chorobą morską.
Trzeciego dnia wróciło do normy życie i uśmiech na twarzach młodych ludzi.
Nasz mistrz kambuza, Sylwek, dokonuje cudów, aby zaspokoić nasze apetyty.
Życie na pokładzie toczy się normalnie: rozpoczęły się lekcje, sprawdziany i prace bosmańskie Regularne wachty trwają bez zakłóceń, bo choroba morska z nich nie zwalnia. Dziś i jutro zwiedzanie Lerwick i okolic.
II oficer Zbigniew Bosek