05.09.2016
2016-09-02, piątek
Od rana żeglujemy wzdłuż zachodniego brzegu Peloponezu (tak: Sparta) ok. 5-6 Mm od lądu.
Skwar: 28-30 C na pokładzie, chyba ze 40 po dekiem.
Wiatr słaby, 12-16 węzłów, rano z dziobu, później z odkrętką do połówki prawego halsu. Przed i po obiedzie (13:30) postawiliśmy trochę żagli: trójkąty, dolnego marsla i ostatnio (16:00) - grota. Średnia prędkość: 5-6 węzłów.
18:30 - na prawym trawersie latarnia morska na Spathí Point - północnym cyplu wyspy Kithira. Łagodne ochłodzenie, nawet kilka kropel deszczu.
19:20 - burza nad Spartą, czyli nad Półwyspem Peloponeskim. Idzie na nas. Trochę nas pokropiło, ale niewiele. Za to temperatura spadła do miłej rześkości. Wieje 15 węzłów. Mieliśmy płynąć w Dardanele, kursem 45-50, ale tam jest sztorm, a na środku Egejskiego wieje 35 węzłów. Więc się chowamy przy peloponeskim brzegu.
2016-09-03, sobota
08:30 - wciąż trzymamy się Peloponezu i osłony przed wiatrem "wmordewindem", jaką dają przybrzeżne wyspy. Jesteśmy poniżej wejścia do zatoki Saronikos (Saronikós Kolpós) w głębi której leży Pireus i - głębiej- wyspa Salamina.
Właśnie wchodzimy między wysepkę Stavros (po prawej) a wyspę Ydra (Idhra), co w radiu brzmi jak "hydra". Skutkuje, bo wiatr, mn.w. 15 węzłów, przechodzi od ostrego do pełnego fordewindu, więc płyniemy na trójkątach, a silnik włączony jest tylko na odcinek między wyspami.
16:30 - "Jeśli chcesz zobaczyć, skąd wieje wiatr, spójrz na dziób Pogorii". Dziobiemy pod wiatr, który nam dmucha w dziób 20-25 węzłów. Żagle podniesione, silnik pracuje, a Pogoria i tak ma prędkość 1-1,2 węzła, w rzadkich porywach do 1,5 w.
Kapitan ma dylemat: przycupnąć w jakiejś zatoczce i przeczekać (a z prognoz wynika, że czekać trzeba będzie co najmniej dobę), czy piłować dalej. Słońce, trochę cumulusów, wiatr. Gdyby tylko nie trzeba się było spieszyć na spęd żaglowców, trochę odkręcić i pożeglować... Ale cóż...
18:04 - od kilku godzin próbujemy minąć wyglądającą na skałę wyspę Saint George, leżącą na szlaku Pireus - Iraklion. Stoi na niej 20 turbin wiatrowych i - żadna z nich się nie kręci. Postawienie takiego cyrku na takiej skale musiało kosztować gigantyczne pieniądze - a jednak się nie obracają.
18:20 - cierpliwość Kapitana się skończyła. "Kurs 320! Sztaksle i dwa kliwry w górę! Silnik precz!" Mamy półwiatr prawego halsu 30 węzłów i prędkość 7 węzłów. Zaczyna się halsowanie, ale lepsze to, niż kilkugodzinny prawie dryf przy Świętym Jerzym i oglądanie tych nieruchomych wiatraków.
2016-09-04, niedziela
Cały dzień piłujemy pod wiatr. Słońce, ale na szczęście trochę schłodniało. Przemykamy między wyspami, chyba północnych Cykladów (nasza cykada, bo po Albercie pojawiła się kolejna, gdzieś się straciła).
16:00 - zaczęliśmy wchodzić w cieśninę między wyspą Kéa (prawa burta) a wysepką Makronisos i minęliśmy Kéa po godzinie z hakiem, wchodząc na wody Kólpos Petalión. Stamtąd do przesmyku między wyspami Ándros (z prawej) i Évvoia jest ze 30 Mm. Przy naszym tempie, 5 węzłów, to ok. 6 godzin. Ruch jak na Marszałkowskiej.
2016-09-05, poniedziałek
02:00 - Wychodzimy na otwarte Egejskie, w stronę Dardaneli. Silnik. Wiatr prawie z dziobu.
14:15 - po obiedzie. Wiatr bez zmiany. Morze Egejskie bez zmiany.
Słońce.
Niebo niebieskie (nade mną), granatowa woda (pode mną).
Statki tną równolegle do nas w obu kierunkach, widać że jesteśmy na uczęszczanym szlaku. Nie byle jakim, bo czarnomorskim. Na szczęście płyniemy dalej niż do Gallipoli, więc mogę nie myśleć o armadzie Churchilla, a o maszoperii "Argo" - właściciel: Jazon & S-ka.
fot.: Andrzej Witowski, Kazimierz Robak