Na Atlantyk

08.10.2012

Piękna wygwieżdżona noc i świeży wiatr od angielskiego brzegu. POGORIA z postawionymi wszystkimi żaglami majestatycznie kołysze się na boki. Na niebie widać dwa światła – czerwone i zielone zataczające wraz z masztami wielkie łuki. To oznaczenie żaglowca, statku poruszanego oddechem Boreasza.

Po wszystkich niedogodnościach i przykrościach na Morzu Północnym, nareszcie kawałek prawdziwej żeglugi – bez warkotu silnika, bez połajanek na UKF, że wkroczyliśmy na jednokierunkową ulicę, gdzie pędzą statki za statkami, bez ferm wiatrowych, które odstraszają żeglarza czerwonymi światłami w nocy i wirującymi ramionami w dzień i bez koszmarnych platform wiertniczych, które zagradzają drogę i kojarzą się z zanieczyszczeniem morza.

To wszystko za nami. Jest cicho, woda szemrze za burtą, żagle dyskretnie popędzają nas do przodu i wkrótce Kanał La Manche wyprowadzi nas na Atlantyk.

Na trawersie Start Point albo przylądka Lizard nadamy tę wiadomość korzystając z możliwości kontaktu z lądem, a potem ucichniemy na tydzień lub dwa, by przeprawić się przez słynną z ciężkiej pogody Zatokę Biskajską. Dzięki systemowi śledzenia statków AIS można obserwować, którędy płyniemy.

W czasach antycznych, gdy nie było takich udogodnień cywilizacyjnych, Grecy dzielili ludzi na żywych, umarłych i „tych co na morzu”. Pozwólcie więc, że na chwilę zamilkniemy, gdyż wychodzimy na to samo „oceanne morze”, po którym żeglował z duszą na ramieniu Krzysztof Kolumb. To morze nie zmieniło się od czasów antycznych. Przynajmniej dla statków poruszanych siłą wiatru.


wstecz

  • GŁÓWNI PARTNERZY POLSKO-ROSYJSKIEJ SZKOŁY POD ŻAGLAMI:
  • WSPIERAJĄ NAS:

     

  • PATRONUJĄ NAM:
  • PATRONAT EDUKACYJNY:

Copyright © 2024 szkolapodzaglami.com.pl Projekt i wykonanie: artneo.pl